|
Hubert Szablarczyk-Hrychowicz |
Utwór niniejszy zdobył trzecie miejsce w Mikroświatowym Konkursie Literackim organizowanym w Federacji Nordackiej. Autorem tekstu jest polski szlachcic, syn księcia Henryka Mikołaja Hrychowicza herbu Godziemba, pan Hubert Szablarczyk-Hrychowicz, który dzielnie poczynając sobie zarówno szabla, jak i piórem, śmiało staje w szeregu z takimi literatami jak Karol Radziwiłł i Sebastian von Tauer.
HYMNUS POGAŃSKI,
albo
satyra prześmiewcza przed zbytecznymi troskami nad doczesną materyją przestrzegająca, a w szczególe nad tem, co z wnętrz ludzkich rodowód wywodzi, bowiem człowiek sam sobie najstraszliwszym potrafi być niedruhem, a w szczególe kędy niesforny a nieokrzesany, bez ogłady człekowi mędremu należytej, przez co gotów nie na to się spuścić, co prawdziwie zwać winno się mądrością, jeno na siły nim targające niby mołojcem smutliwym po stepie bezkresnym
Nie zaszkodziły rządy cesarzowe,
Ni bożków nie zbiło wojsko krzyżowe,
Stoim my nadal, wierni ojcom swojem,
Wsparci tablicą lub prastarym zwojem,
Gdzie zapisali gajowi mędrcowie,
Cóż ofiarować i w jakim sposobie.
Prawdy te nie są spisane literą,
(To wymysł jest obcy), ale się bierą
Z przyrody czystej oraz z dóbr jej szczodrych,
Z promieni słonecznych, z mórz i rzek modrych,
Jednako z grzmotu, wichru i fali -
Takież są źródła, w co dziady wierzali.
Bardziej niż krzyże, tłumili nas przecie
Ci, których filozofami zwiecie.
Lecz cóż za filos, i jakiejż sofii?
Prawdy swe przecie nie z się wydobyli;
A rzecz to jest znana od wielu wieków:
Jeśliś zagubiony – odpowiedź w człeku.
Czyż nie zeń biorą się wsze nasze bogi,
Którym nikt nie śmie pożałować trwogi?
O Pieśni czysta! Opiewajże miano,
Których od zarania wszędy się bano.
Któż gotowy kraj spustoszyć?
Z wszego kierza zwierza spłoszyć?
Ogniem, mieczem palić wioski?
I przysparzać wielkie troski?
Cni kapłani niby z baśni;
Syny Waśni.
Która zasię nakazuje,
Coby każdy kto ją czuje,
Przed waśnicami wnet czmychał,
Wiedząc – inaczej by zdychał?
Pani owa niesłychana;
Bojaźnią zwana.
A która sługów Bojaźni,
Każe wspomóc, aby raźniéj
Było im, aby rzucili
Swe obawy, aby byli
Ciut bliżej jej wspaniałości?
Cna Lutości!
Co za bożki, które śmiało,
Opiewają czyjeś ciało?
To się zdarza dosyć często,
Gdy miłujem się nad nędzą.
Podobnież sąć to upiory -
Zwij „Amory”!
A gdy zdarzy się ta sprawa,
Inna boginka przystawa,
Straszniejsze przez nią są dziwy,
Coś cię ciśnie, tuś drażliwy.
Jedną z groźniejszych jest ona;
To Oskoma.
Wtenczas gdy jej nie pokonasz,
Gotowyś skrzywdzić, nim skonasz;
Ofiara wtem, oddalona
Od rodziny, druhów, doma,
Nie chce zwierzać się nikomu -
Sprawka Sromu.
Z nim nierzadko wespół kroczy,
Przez który ofiara skoczy,
Czy do rzeki, czy do stawu,
Aby później stać się zjawą.
Najźlejszych bogów nasienie -
O Cirzpienie!
Krewnych, co żywot skróciła,
Wzięła zasię wielka siła
Boga który chęć odbiera;
Przezeń każdy chce umierać.
Jego wyznawcom pójść w błoto;
Rankor oto!
Wieść się szerzy wszędy o tem,
Że lud sprawił łzami słotę.
Krople ofiarą gorzkawą
Są dla boga, co niemrawo
Smęt zabiera na werbunek -
Ot, Frasunek!
Przydzie wprawdzie zapomnienie!
Piękny bożek; uwielbieniem
Ludu on się cieszy wielce;
Któż jak on zaślepia serce?
Miłuje go ludzi wiele -
To Wesele!
Idzie zawżdy z onym w parze,
Nałożnica wszech cesarzy,
Takoż królów, kniaziów, wojów,
Lecz przeca także opojów!
Kochanków jej ilość liczna;
Buta śliczna!
Gdy słyszy takie przechwałki
Młódź nie przywykła do walki,
Ani choćby moczyć nosa
(Chyba że kryła go rosa),
Składa wnet ofiarę w darze
Słodkiej Śmiarze!
Takież są ci bogi i boginy wszelkie;
Nieraz przez nie cierpim trudy strasznie wielkie,
One nas jednakże w dłoniach swych trzymają,
A stare prawidła pójść – nie dozwalają.
Siedzim przeto stale, ale to widzimy
Niekiedy, że wcale tego nie musimy!
Czemuż nie wstać zaraz, czyż raj nam zapewnią
Troski tego świata, czyli tylko zwiędną
Przez nie nasze dusze, statki, rody, prawa?
Nie bądźmy pogany – to nam czci nie dawa!
Lecz… Coś znów mię bierze... Uch! na Chrysta rany!
Dalej, bracia, żwawo! Pójdźmy czcić bałwany